Zwyczaj chodzenia po domach i zbierania przez dzieci słodyczy znaliśmy wcześniej tylko z filmów. W tym roku przekonaliśmy się “na własnej skórze” jak to wygląda i spodobało nam się. :) Zwyczaj ten to niesamowita zabawa przede wszystkim dla dzieci, które wracają do domu z masą słodyczy.
Wiemy, że w Polsce na temat Halloween są podzielone zdania. Są ludzie, którzy twierdzą, że jest to święto mające coś wspólnego z diabłem, szatanem… Ale są też tacy, którzy, tak jak my, traktują to jako zabawę.
Dzieci chodzą zazwyczaj w grupkach i towarzyszą im osoby dorosłe, które podchodzą albo razem z dziećmi do drzwi albo czekają z boku. Dzieci przebierają się za przeróżne postaci, nie tylko te straszne. Są bohaterami filmów, sportowcami, wróżkami, księżniczkami itp. Również niektórzy dorośli, którzy chodzą z dziećmi, są przebrani.
Dzieci pukają do drzwi i mówią “Trick or treat” (dosłownie “Psikus albo poczęstunek”, w Polsce używa się “Cukierek albo psikus”). Co ciekawe, nie wszystkie osoby otwierają drzwi. Znajdą się tacy, u których pali się światło, ale z jakiegoś powodu udają, że ich nie ma (mają do tego prawo). Ci jednak, którzy otworzą, są zawsze bardzo sympatyczni i jeśli np. nie mają już słodyczy, to obdarowują dzieci innymi rzeczami (nasz synek np. przyniósł 2 ołówki).
Amerykanie są świetnie przygotowani na to święto. Niektórzy mają całe stoły zastawione zestawami słodyczy, inni pozwalają brać słodycze całymi garściami. Jeszcze inni przygotowują przed domem “zestaw samoobsługowy”. :) Polega to na tym, że dzieci podchodzą do drzwi i znajdują wiaderko ze słodyczami, a nad nim kartkę z informacją typu “weź sztukę lub dwie”. :) Jeszcze inni siedzą przed domem na krzesełkach z miskami pełnymi słodyczy.
Zabawa taka jest nie tylko świetnym sposobem na wspólne spędzenie czasu z rówieśnikami, ale również w przypadku niektórych dzieci idealnie się sprawdza jeśli chodzi o przezwyciężenie nieśmiałości. A jeszcze dodatkowo otrzymują za to nagrodę w postaci słodyczy.
Nasz synek wrócił do domu przeszczęśliwy z wiaderkiem pełnym przeróżnych słodyczy. Naliczył aż 184 sztuki (widoczne na zdjęciu)!
Nasza córka w tym roku po zebraniu paczki słodyczy wymieniła je u chińczyka na frytki.Nie wiem co zdrowsze ale przypomniało mi się powiedzenie:sprzedać kaczkę albo kurę byle interes szedł w górę.